niedziela, 28 maja 2017

Rozdział 17 „Odwracamy swoją przyszłość”

Nie pojmuję ostatnich wydarzeń. -Zupełnie. Opuściły nas kolejne osoby, którym ufałyśmy i powierzyłyśmy nasze zranione serca… -Cudownie musieli to sobie rozegrać. Najpierw znęcanie się nad nami plotkami jakimiś papierami a wręcz ulotkami rozwieszonymi po całej szkole.  Kocham, jak bezczelnym trzeba być, by użyć takiego słowa ? Takiego słowa przez dwóch zdradliwych typów, którzy myślą, że są najlepsi.  Przecież one mogą pocierpieć, nigdy nie doświadczyły cierpienia ani bólu…  Otwierając powoli oczy, rozpłynęły się przywołane przeze mnie obrazy z tamtych jakże upokarzających i bolesnych chwil, przetarłam powieki ze zmęczenia siadając przy tym. Wzrok od razu pokierował się na moją siostrę, która przytulała pluszowego misia, niestety mój krzyk zbudził ją.
-Dlaczego krzyczysz ?- wzrok przerażonej siostry powędrował na mnie.
-Spokojnie- odezwał się on, ten który na pewno nie wpatrywał się w nas tylko przez kilka minut.
-Kim pan jest ?!- ton mego głosu wzrastał z przerażenia, które próbowałam ukryć.
-James, pedagog ośrodka wychowawczego. Przyszedłem poinformować Was o tym, iż zostajecie zabrane do domu dziecka.
-Że co ?! Co do cholery ?!- krzyknęłam o mało nie dławiąc się własną śliną.
-Zachowuj się młoda damo.
-Nie będzie mnie pan pouczał jakich słów mogę używać a jakich nie, jak na razie jest pan w naszym domu ! I naszym pokoju !
-Uspokój się, nerwy tutaj nic nie wskórają.
-Pokazać panu co to nerwy ?! Siedzi pan w naszym pokoju i się gapi na to jak śpimy od kilku godzin!
-Macie 3 h.
-Tyle ma pan do powiedzenia ?! Teraz nagle panu śpieszno do wyjścia?!
-Widzimy się, jak już się spakujecie.
-A wypieprzaj pan !- rzuciłam poduszką w stronę zamykających się już drzwi.
Siedziałyśmy z siostrą tak bez ruchów, dobrych 15 minut.  Zero słów a nawet i łez, wyschłyśmy już do końca.
-Nie mam zamiaru się pakować- wypowiedziałam bez emocji.
-No, ale co innego chcesz zrobić ?
-Ekhem- kiwnęłam w stronę jedynej dla nas opcji. Pokazując również gestami, iż możemy być podsłuchiwane.
-Wiesz, gdzie jest szczotka do włosów?- szybko zadałam pytanie przerywając cieszę.
Zaczęłyśmy się w pośpiechu pakować, jeśli można było nazwać wrzucanie czego popadnie do plecaka, pakowaniem. Otwarłyśmy okno i nie czekając zaczęłyśmy się zsuwać  z dachu kończąc skokiem na grunt. Nie zastanawiałyśmy się nad strachem, chciałyśmy być w końcu wolne. Biegłyśmy ile sił w nogach, nawet nie odwracając się za siebie, nie było do tego powodu, nie zatęskniłyśmy nawet przez chwilę. Słyszałyśmy w pewnym momencie krzyki za nami, przyspieszyłyśmy.
-Zostałyśmy same- powiedziała Weronika, po tym jak przebiegłyśmy dobrych kilka przecznic, zwalniając.
-Nie zostałyśmy same, mamy siebie to nam wystarczy.
Idąc wolnym krokiem, chyba każda z nas zastanawiała się co teraz zrobimy… Zdążyłyśmy zabrać ze sobą pieniądze, lecz one nie wystarczą nam na wszystko. Nie mamy żadnego lokum, nie mamy również gdzie się zatrzymać. 
-Nie mam pojęcia, gdzie jesteśmy…- zaczęłam.
-Ja też nie , ale spójrz mamy dwie ścieżki… Jedna prowadząca w łąkę, a druga w tamten las- siostra wskazała miejsce palcem.
-Na łąkach raczej nie znajdziemy niczego dobrego…
-W lesie mamy pod dostatkiem gałęzie- dokończyła.
-Cofnąć się nie cofniemy, to byłby nasz ogromny błąd.
Przez dłuższy czas wymieniałyśmy opcje za i przeciw. Uciekłyśmy, pewnie za niedługo będzie nas szukać policja, biegnąc przed siebie nie zwracałyśmy uwagi na okolicę, lądując przy tym na rozwidleniu dróg. Nie miałyśmy pojęcia , gdzie jesteśmy po prostu zgubiłyśmy się. Nie mogłyśmy inaczej postąpić, wszystko zaczęło się psuć po tym jak zostawił nas ojciec. Po długim namyśle wybrałyśmy drogę prowadzącą do lasu, strach towarzyszył nam, lecz nie chciałyśmy mu dać wygranej. Wiemy, las jest niebezpieczny ze względu na dzikie zwierzęta jak i inne sytuacje, które mogą nas tam spotkać. Przedarłyśmy się przez gałęzie, od razu poczułyśmy ten charakterystyczny zapach. Szłyśmy przed siebie, starałyśmy się nie zbaczać z drogi z myślą powrotu , gdyby coś się działo, niestety ten jakże wspaniały plan nam nie wyszedł. Powoli zapadał  zmrok a las wyglądał coraz straszniej, szelesty, które wcześniej były nam obojętne, już nie są.
-Cholera ! Zgubiłyśmy się, jest zimno, burczy nam w brzuchach, jesteśmy zmęczone, co teraz?
-Nie mamy gdzie iść…
Nie żałujemy swojej decyzji, nawet nie przeszło nam to przez myśl. Jesteśmy wolne, oddychamy wreszcie swoim powietrzem, nikt nie komentuje, nie gnębi, nikt nie wypomina…
-Ey, patrz ! Tam jest dom ?! - siostra krzyknęła pełna nadziei.
Podbiegłyśmy do domku, gdyby nie te kilka kroków nie zauważyłybyśmy go.  Na takie pytania jak, czy to nie jest podejrzane ? Czy, aby na pewno jest to bezpieczne, nie było czasu. Rozejrzałyśmy się dookoła niestety drzwi były zamknięte, my będąc zmęczone znalazłyśmy  grubą gałąź, którą wybiłyśmy okno. Wchodząc przez rozbite okno uszkodziłam sobie rękę, która zaczęła nadmiernie krwawić…
-Cholera – powiedziałam upadając na podłogę.
-Znajdziemy coś by opatrzyć Ci rękę.
-Okey- powiedziałam cicho.
Rozglądając się po pomieszczeniu , nie wyglądało one na opuszczone, wręcz przeciwnie. Wzięłyśmy wraz z siostrą ciężkie przedmioty do ręki by móc się obronić, w głębi serca miałyśmy jednak nadzieje, iż dom stoi opuszczony.
-Jest tutaj jedzenie- zawołała siostra.
Usiadłyśmy na kanapie przytulając się do siebie.
-Będzie dobrze, damy rade.
Słowa otuchy, które naprzemiennie sobie dodawałyśmy poprawiały nam humor.
-Dzisiaj wydarzyło się tak dużo- powiedziałam wycierając ręką nos.
-Sara, Twoja ręka !
-Wera słyszałaś ?
-Nie co ?
-Ciiiii….
Obydwie oddaliłyśmy się od okna by nasze postury nie zostały zauważone, serce podskoczyło nam do gardła.  Siedziałyśmy w pomieszczeniu może z godzinę ? Wyłączyłyśmy telefony by policja nie mogła nas namierzyć… Teraz słyszymy, że ktoś krąży wokół domku. Nie wiemy co robić, kiedyś miałyśmy rodzinę, szczęśliwą rodzinę, wspólne wypady nawet po tym jak odszedł od nas ojciec, mama czasem mówiła, że nadal z nami jest. Teraz ? Boimy się o własne życie, nie wiemy kim ten człowiek jest, właśnie teraz zaczęły do nas napływać najgorsze myśli. Dziewczyny przepełnione płaczem po stracie  ojca i matki, uciekły przed domem dziecka. Nie jesteśmy pewne, czy dobrze postąpiłyśmy, ale wiemy na pewno to, że nie żałujemy.
-Ciiiii…..
-Ciiii…
Czułyśmy, że ten ktoś jest dalej na zewnątrz, ten szelest stawał się coraz bardziej przeraźliwy.
-Mogłyśmy tutaj nie wchodzić- szepnęłam do siostry.
-Damy radę, jesteśmy razem- odszeptała.
Dźwięki z zewnątrz ucichły, nasze serca spowolniły , gdy nagle usłyszałyśmy  ogromny trzask, drzwi otwarły się a w progu pojawił się mężczyzna  z  siekierą ?! Chwyciłyśmy ścisnęłyśmy nasze bronie w dłoni, spoglądając w oczy mężczyzny. Staliśmy tak przez dłuższy czas, żadne z nas nie zrobiło ruchu ani nie odezwało się , aż do tej pory.
-Kim wy jesteście i co tu do cholery robicie ?!...
~*~

niedziela, 26 marca 2017

Rozdział 16 ,, Ludzie się nie zmieniają "

Po wielu sms, pró­bach kon­taktu nie ode­zwał się, zapadł się jak kamień w wodę. Nie mogłam spać połowę nocy, myśląc nad tym co się wyda­rzyło, a może ma kogoś innego? Nie mam ochoty po tym wszyst­kim wycho­dzić, to jest po pro­stu śmieszne, że wła­sny chło­pak nie chce powie­dzieć za co go pobili, a póź­niej gapi się w tele­fon robi te dur­no­wate uśmieszki a Cie­bie ma gdzieś. Miłość nie jest fajna… Po co ja się w ogóle wią­za­łam z tym gościem, prze­cież to jakaś pomyłka, no niby na­dal go kocham, ale to nie tak. Jaka jestem głu­pia, łudzi­łam się na to, że on mnie kocha a tu co? Guzik. A może prze­gi­nam, ale w sumie nie­źle się wczo­raj pokłó­ci­li­śmy… Zadzwo­nię do niego, tak to będzie dobry pomysł, pod­czas wykrę­ca­nia numeru zwąt­pi­łam w ten ,,dobry pomysł”, ale co jak kto nie ma takiego numeru?! W szoku sie­dzia­łam dobre kilka minut dopóki z transu nie wybiła mnie sio­stra, która weszła do pokoju.
-Co jest?
-Leo zmie­nił numer tele­fonu.
-Char­lie też.
-To bez sensu- rzu­ci­łam od nie­chce­nia.
-A rodzice?
-Nic z tego, pró­bo­wa­łam.
-Kurde- powie­dzia­łam wku­rzona całą sytu­acją. Co my takiego zro­bi­ły­śmy.
-Nic, a teraz chodźmy do szkoły. Może tam nasz pro­blem się zaże­gna.
-Masz racje.
Otwo­rzy­łam szafę wzdy­cha­jąc, nie mam na nic ochoty, nawet się ubrać. Nagle nie­spo­dzie­wa­nie usły­sza­łam dźwięk jakby przy­cho­dzą­cego sms, na wyświe­tla­czu wid­niał nie­znany numer a treść wia­do­mo­ści, która wid­niała to wytłu­ma­czę Ci wszystko. Wytłu­ma­czę Ci wszystko, wytłu­ma­czę Ci wszystko, czy to jakiś żart? Nie waha­łam się ani chwili i zadzwo­ni­łam na ten numer z innej karty by mieć pew­ność, że osoba po dru­giej stro­nie odbie­rze tele­fon. Mil­cza­łam na samym początku, by potem usły­szeć głos, tak głos tego co wczo­raj zra­nił moje serce. Tego co mówił kocham i będę przy Tobie, a guzik.
*Halo? Kto dzwoni?
*Leo? – powie­dzia­łam nie­pew­nie.
*Sara?!!!! – prze­ra­żony głos chło­paka mówił za sie­bie.
*Tylko się nie roz­łą­czaj! – powie­dzia­łam szybko jak bym wie­działa co chło­pak chce zro­bić. -Co to ma zna­czyć? -Leo wytłu­macz.
*Słu­chaj bar­dzo bym chciał, ale nie mogę.
*Co to zna­czy, że nie możesz?!
*Słu­chaj wielka szansa, jest wielką szansą
*Czyli mam rozu­mieć, że wolisz jakąś pie­przoną wielką szansę ode mnie?!
*Tak.
*I mówisz to tak po pro­stu?
*Tak
*Jaki jesteś tępy, dla­czego ja się w Tobie zako­cha­łam.
*Sam nie wiem.
*A mogę wie­dzieć co jest tą wielką szansą!
*Nie powinno Cię to inte­re­so­wać.
*Wiesz w sumie to masz racje, nie powi­nien mnie inte­re­so­wać taki zadu­fany w sobie idiota jak Ty!
*Od kiedy Ty się zro­biłaś taka ostra?! Gdzie ta zała­mana mała dziew­czynka? – powie­dział ze śmie­chem.
*Je­steś chory! Od początku wie­dzia­łam, że jesteś aro­ganc­kim samo­lub­nym debi­lem! Nie wiem dla­czego Ci zaufa­łam.
*To był duży błąd kocha­nie-zaśmiał się szy­der­czo.
*Je­stem chory na miłość do Cie­bie rozu­miesz, zako­cha­łem się w Tobie, kocham Cię! To powie­dzia­łeś, gdy pró­bo­wa­łam się zabić to powie­dzia­łeś!
*Je­steś nie­zrów­no­wa­żona i tyle.
*Wiesz co może i jestem! Ale Ty jesteś jesz­cze gor­szy uwa­żasz się za nie wia­domo kogo, myślisz, że każdy będzie na Twoje ski­nie­nie, że będziesz wszyst­kimi pomia­tał. Dla Two­jej wia­do­mo­ści tak nie będzie zosta­niesz sam i wtedy nie przy­chodź do mnie, nie będziesz miał nikogo. Wła­śnie tak będzie wyglą­dać Twoje życie ja by­naj­mniej będę miała kogoś, kto mnie kocha a Ty? … Zosta­niesz sam jak palec …
*Dzię­kuję za mono­log, ale wiesz co? Nie sko­rzy­stam z Two­ich rad, oj kocha­nie nie będę sam, zaś w peł­nym towa­rzy­stwie uwiel­biany. A tak na teraz to Ty jesteś tutaj nic nie wartą szarą myszką, która została skrzyw­dzona przez los, myślisz, że ktoś się nad Tobą zli­tuje? Szu­kasz usil­nie kogoś kto Ci pomoże… Ojej biedna dziew­czynka, nikogo na litość nie weź­miesz, zejdź na zie­mie skar­bie!
*Nie biorę nikogo na litość, ja radzę sobie świet­nie, to wła­śnie Ty potrze­bu­jesz pomocy innych osób bo bez nich nikt nie zwra­całby na Cie­bie uwagi po pro­stu jedno wiel­kie nic, bez innych jesteś nikim!
*Ta coś jesz­cze?
*Tak powiem Ci jesz­cze tyle, że jesteś najgor­szym czło­wie­kiem na ziemi, brak mi na Cie­bie słów.
*Daj Wero­nikę Char­lie chce z nią gadać.
Zoba­czy­łam sio­strę w progu moich drzwi zanim wypowie­działa: słowa co się stało? Odda­łam jej słu­chawkę.- Nie chcę tego gnoja znać! Nie­na­wi­dzę go! Żałuję dnia w któ­rym go zoba­czy­łam, w któ­rym powie­dzia­łam, że go kocham. Nie­na­wi­dzę, Nie­na­wi­dzę!
~We­ro­ni­ka~
*Kim jesteś i co zro­bi­łeś mojej sio­strze?
*Ja nic.
*Char­lie?
*Ta.
*Gdzie Ty jesteś, dla­czego nie odbie­rasz tele­fonu?! Mar­twię się
*Nie potrzeb­nie, powtó­rzę to co Leo, waż­niej­sza jest dla mnie szansa, którą dosta­łem niż Ty.
*Że co pro­szę?!
*Nie proś, bo to nie miej­sce i czas, jesz­cze zdą­żysz mnie pro­sić – zaczął się aro­gancko śmiać.
*Co?
*Słu­chaj faj­nie było Cię znać, ale zaczy­nam nowy etap życia.
*Je­steś idiotą!
*Nie wiem, może, ale to Ty nią jesteś w końcu zako­cha­łaś się we mnie, wiesz idiotką.
*Je­śli myślisz, że zako­cha­łam się w Tobie to jesteś w błę­dzie, nikt nie poko­chałby takiego samo­lub­nego dupka jakim jesteś! – nie sądzi­łam, że wybuchnę taką zło­ścią pod­czas tej roz­mowy.
*Wow, wiesz nawet by mnie to zabo­lało, gdy­bym coś czuł do Cie­bie.
*Je­śli myślisz, że mnie tym poru­szysz to jesteś błę­dzie i wiesz co mam do powie­dze­nia tej Waszej wiel­kiej szan­sie?! Aby­ście spa­dli na samo DNO, NARA!
Rozłą­czy­łam roz­mowę. Chyba jesz­cze ni­gdy nie byłam tak bar­dzo zado­wo­lona z roz­mowy. Wie­dzia­łam, że się nie zmie­nią było to tylko durne mydle­nie oczu. Wielka szansa niech tą szansę sobie wsa­dzą. Poradzimy sobie bez nich! Czy kie­dy­kol­wiek sobie nie radzi­ły­śmy? Były małe chwile zała­ma­nia, ale zaraz po tym podno­si­ły­śmy się z coraz więk­szą siłą a oni, oni w zupeł­no­ści nie są nam potrzebni. Wzię­łam swój ple­cak i wyru­szy­łam z sio­strą w stronę szkoły, nie wiem czy chcę widzieć twa­rze tych, któ­rzy mieli z nimi do czy­nie­nia, lecz to może być szansa, tak dokład­nie szansa na to by dowie­dzieć się chodź tro­chę prawdy. Wzrok gapiów poczu­łam na sobie po otwar­ciu drzwi, co znowu? Tylko to pyta­nie powę­dro­wało mi na myśl, jestem tylko czło­wie­kiem jak każdy inny a czuję się jak jakiś rzadki okaz przez te spoj­rze­nia. Pode­szłam wraz sio­strą by zosta­wić rze­czy w szafce, gdy ją otwie­ra­łam wyle­ciał list. Droga Wero­niko.
Jak drogo się zaczyna co za kre­tyn wrzu­cił mi to do szafki, zauwa­ży­łam iż moja sio­stra trzyma podobną kopertę.
-Hey, hey! – powie­dział Zack zamy­ka­jąc moją szafkę.
-Musisz się o nią opie­rać? Zro­biła Ci coś?
-Ona? Nie, jest taka słodka, metalowa, wypeł­niana mądro­ścią a cza­sem i głu­potą.
-Taką jak Twoja? Mówił Ci ktoś, że jesteś świ­rem? Masz ku, ku.
-Nie powie­dział bym tego, wiesz czemu wszy­scy się tak na Was patrzą?
-Na co? Naga­da­łeś im coś? A w sumie wiesz co? Nie obcho­dzi mnie to – uśmiech­nę­łam się szy­der­czo.
-Nie ja, a wasi chło­pacy.
-Co niby?
-Zain­te­re­so­wana? Podobno Cię to nie obcho­dzi.
-Możesz skoń­czyć głu­pio gadać?
-Podobno, zdra­dzi­ły­ście ich.
-No nie­zły żart, he he, he. Udało Ci się a teraz słu­cham, co naga­dali.
-Do tego wyko­rzy­sta­ły­ście ich biedne uczu­cia, jak to powie­dział Char­lie.
-To Ty to na poważ­nie? Aha, niech im w sumie będzie.
-Ich wielka szansa!
-Ta na dno.
-Nic nie rozu­miesz…
-I nie chce rozu­mieć a teraz sorry, ale ist­nieje takie coś jak lek­cja na którą zmie­rzam.
Myśla­łam, że dowiem się cokol­wiek a czego się dowie­dzia­łam, że Ci kre­tyni naga­dali na nas całej szkole, nie­na­wi­dzę ich. Nigdy, ale to przeni­gdy nie pała­łam taką nie­na­wi­ścią.
*Sa­ra*
Gdy sio­stra, kłó­ciła się z tym przy­głu­pem posta­no­wi­łam otwo­rzyć list. Treść była nastę­pu­jąca.
Pew­nie zasta­na­wiasz się dla­czego trzy­masz tą kartkę a w zasa­dzie list ode mnie? Otóż dosta­łem od życia wielką szansę mogę zro­bić to co chcę. A Ty nie jesteś mi potrzebna szkoda, że szu­kasz sobie w kimś pocie­sze­nia, nie­stety nie znaj­dziesz go bo jesteś nikim! Myśla­łaś, że Cię kocham? Żart. Po pro­stu żart… Los skrzyw­dził taką malutką dziew­czynkę cie­kawe jak sobie teraz pora­dzisz, komu się wyża­lisz, kogo przytu­lisz. Teraz pew­nie jesteś w szoku, że Twój Leo w któ­rym mia­łaś wspar­cie to pisze no, ale cóż. Chciał­bym rów­nież powie­dzieć, że nasz zwią­zek zostaje zakoń­czony i możesz robić róż­nego rodzaju domy­sły czy kogoś mam, nie obcho­dzi mnie to, a tak na mar­gi­ne­sie krę­ci­łem z kimś.
-Co za świ­nia! Nie mogąc opa­no­wać myśli po prze­czy­ta­niu skrawka listu. Dla­czego, musia­łam tra­fić aku­rat na niego?!
Słu­chaj jesteś zła? Trudno. Zer­wa­li­śmy i nie chcę, abyś w jaki­kol­wiek spo­sób pró­bo­wała się ze mną skon­tak­to­wać, nie chcę byś wspo­mi­nała o mnie i poka­zy­wała gdzie­kol­wiek nasze zdję­cia bo Cię po pro­stu wyśmieją. Czy jesz­cze coś chcę Ci powie­dzieć? A tak nie chcę Cię znać, po pro­stu teraz jesteś zani­ka­jącą, nic nie zna­czącą osobą w moim życiu. Po pro­stu PYK! I zni­kasz mam nadzieję, że ten list popra­wił Twój humor na resztę dnia. Nara.
Gdy w końcu udało mi się ode­rwać głowę od tych dyr­dy­ma­łów, otrzą­snę­łam się. To wszystko te uda­wane spoj­rze­nia, poca­łunki aż mi nie dobrze.
*We­ro­ni­ka*
Jesteś po pro­stu fał­szywą nic nie wartą idiotką z którą pogry­wa­łem na uczu­cia. Tak dobrze prze­czytałaś po pro­stu pogry­wa­łem z Tobą. Wiesz skar­bie, choć nie powi­nienem Cię tak nazy­wać bo jak wiesz zerwa­li­śmy, to tak dla Two­jej świa­do­mo­ści byś zro­zu­miała w końcu jesteś blon­dynką.
-On jest jakiś nie­nor­malny, co za dupek a co ma kolor wło­sów do inte­li­gen­cji czło­wieka ja się pytam? Napi­sał to blon­dyn, co za idiota no po pro­stu – zaczę­łam się śmiać.
I mogła­byś tego nie zrozu­mieć.
-Trak­tuje mnie za tępą? Co za par­szywy kre­tyn!
Zry­wam, zry­wam z Tobą wielka szansa wiel­kie życie! Bez Cie­bie.
Nara, pozdra­wiam Char­lie.
Doczy­ta­łam już ten frag­ment listu i po pro­stu jestem w szoku, jestem w szoku dla­tego, że nie zauwa­ży­łam jaki to kre­tyn!
W oddali zauwa­ży­łam moją sio­strę, która stała rów­nież z kartką. Spoj­rza­łam na nią.
-Wiesz czego się dowie­dzia­łam o sobie? – zaczęła się iro­nicz­nie śmiać
-Ja rów­nież. Chodźmy na lek­cje.
Na lek­cji dowie­dzia­łam się, że ta ciapa bru­net i blon­da­sek nie będą uczęsz­czali do naszej szkoły wiadomość ta, z nieba nam spa­dła. Tylko o jaką cho­lerną szanse cho­dzi? A w sumie nie obcho­dzi mnie to. Ostat­nie lek­cje mijały nam w okrop­nym zmę­cze­niu, już sama nie wiem skąd bie­rzemy na to wszystko siłę. Pow­rót do domu oka­zał się świe­żym łykiem powie­trza, który pobu­dził nas z lekka do życia. Rozma­wia­ły­śmy, lecz nie o tych koł­kach tylko o miłych chwi­lach tak takie też się nam zda­rzyły. W domu obej­rza­ły­śmy film, poga­da­ły­śmy z cio­cią, a póź­niej zasnę­ły­śmy obie na łóżku pod­czas dru­giego seansu.
~*~
Mam nadzieję, że rozdział przyjemnie się wam czytało, czekam na komentarze ;) Pozdrawiam Sella <3

niedziela, 19 lutego 2017

Rozdział 15 ,, Wciąż widzę wskazówki zegara "

Szkoła jak to pięknie brzmi nieprawdaż? Nogi aż rwą się do tego by wyjść z pod ciepłej kołderki okrywającej ciało. Nie, tak wcale nie jest, czasami zastanawiam się kto ją w ogóle wymyślił. Czas wstać, lecz ciało nie pozwala mi na to a umysł błaga o 5 minut co przeradza się w kolejne minuty 10, 20, 30, 40 moje oczy otwierają się ponownie - Cholera ! Spóźnimy się wstałam z prędkością światła a chłód okrył szybko moje ciało, nie miałam czasu na to by dygotać z zimna. Wszystkie czynności wykonałam w mgnieniu oka. Schodząc zauważyłam swoją siostrzyczkę i ciocie rozmawiały. Czas się zbierać !- spojrzałam na moją siostrę, wyszłyśmy. Chłodne powietrze uderzyło w nasze policzki, przybliżyłam szal do gardła i ruszyłyśmy. Rozmowa nie dobiegała końca, drzwi zostały otwarte a naszym oczom ukazało się mnóstwo uczniów. Gwar uderzał w nasze uszy, idąc powoli mijałyśmy uczniów spieszących się do klas i nauczycieli podążających z dziennikami w których są nasze jakże cudne oceny, chyba nikt  tego nie lubi, gdy nauczyciel bierze do odpowiedzi, lub wpisuje oceny z kartkówki i komu to jest potrzebne ? Czy wspomniałam, że nie cierpię szkoły ? Cała ja. Docierając na miejsce nie mogłyśmy umknąć oczom osób w naszej klasie, wiedziałam, że właśnie ponownie pojawiłyśmy się na językach, lecz to nie było moim zmartwieniem za dużo było tego do tej pory bym przejmowała się tymi drobnostkami. Gdzie są Leondre i Charlie, wiem może głupio to zabrzmi, ale od dnia wczorajszego nawet nie odpisali na sms, które wysyłałyśmy czyżby to był kolejny spisek ? Zack i Will mieli coś z tym wspólnego ? Mogę się wszystkiego spodziewać te rany, które pozostawili nie znikną sobie od tak a będą się pogłębiać za każdym ich głupstwem. Lekcje mijały nam, dosyć spokojnie póki nie otrzymałam tajemniczego liściku. Nie mam pojęcia kto go napisał, ale jego treść nie była pewna wręcz myląca. Niczego nigdy w życiu nie jesteśmy pewni, ale właśnie to jest zabawne w tym wszystkim. Dzwonek, moje myśli przerwał ten przecudowny dźwięk i słowa nauczyciela jesteście zwolnieni wcześniej, chyba każdy cieszy się z takiej wiadomości niezależnie od wszystkiego, to najlepsze co może spotkać ucznia w szkole pomijając od odwołanego sprawdzianu lub kartkówki na która nikt się nie nauczył to szczęście zrozumieją tylko uczniowie...  Wyrwałyśmy z siostrą na przód jak gepard polujący na antylopę,  który nie jadł już od kilku dni a to jest pierwsza ofiara jaką napotkał... Tak zwanym galopem pędziłyśmy coś zjeść ponieważ głód wzywał a brzuch domagał się o swoje charakterystycznymi dźwiękami. Restauracja znajdowała się nieopodal, wraz z Sarą usiadłyśmy na miejsca wyznaczone przez obsługującego nas kelnera, otworzyłyśmy menu w którym szczególnie długo nie szukałyśmy naszej potrawy, ponieważ jedno spojrzenie wybrało naszą potrawę a była nią pizza. Ulubione danie większości nastolatków, danie pojawiające się często na imprezach, najpopularniejsze i chyba najsmaczniejsze co można jeść bynajmniej naszym zdaniem. Danie szybko pojawiło się na stole i rozpłynęło się po pomieszczeniu swym zapachem,  gdy zaczęłyśmy zajadać się ciepłym posiłkiem, szturchnęłam lekko swoją siostrę ona spojrzała na mnie ze zdziwieniem ja tylko kiwnęłam głową w stronę chłopców, którzy siedzieli nieopodal nas. Policzki Sary lekko pokryły się rumieńcami, gdyż jeden z nich uśmiechnął się w jej stronę. Nie ukrywając swojego rozbawienia wróciłam do dania, które wręcz czekało na to by je zjeść. Po skończonym posiłku buzie nie zamykały nam się, widocznie cała energia wróciła ze zdwojoną siłą, szereg białych zębów, które pojawiały się przy każdym uśmiechu rozpromieniał nasze twarze a chłopcy ze stolika obok spoglądali na nas co dawało dziwne uczucie dyskomfortu.
-Czy oni muszą nas tak obserwować ?
-Nie zwracaj uwagi.
-Jak mam nie zwracać uwagi skoro czuję  na sobie wzrok.
Poprosiłam kelnera o rachunek, rozumiem kilka spojrzeń, ale nie wgapianie się jak w obraz.
Weronika płaciła kelnerowi za nasz posiłek a ja ubrałam kurtkę i czapkę pogoda ostatnio nie była zadowalająca a dziś chłód wyjątkowo dawał we znaki. Nie przepadam za taką pogodą jest taka smutna, bez koloru, życia, wszystko co piękne pokrywa się w szarości niestety nie mam na to jakiegokolwiek wpływu w końcu za niedługo pojawi się jesień nic dziwnego, że pogoda szaleje. Wyruszyłyśmy, gdy drzwi zostały przez nas lekko uchylone poczułyśmy chłód, niebo pokryło się chmurami, zapowiada się na deszcz.
-Już późno - stwierdziła moja siostra spoglądając na wyświetlacz telefonu.
Spojrzałam na ekran na którym widniała 16:30.
-Długo siedziałyśmy-zaśmiałam się.
-Grunt, że się najadłyśmy, wypoczęłyśmy, porozmawiałyśmy - stwierdziła siostra, przytaknęłam na znak zgody. Mijając kolejne budynki robiło się coraz ciemniej a my usłyszałyśmy krzyki, które nie ukrywam zmroziły krew w naszych żyłach. Spojrzałyśmy na siebie z przerażeniem i ruszyłyśmy instynktownie w stronę krzyków. Podążałyśmy za głosem, zajęło nam to dłuższą chwilę. Strach opanował nasze ciała nie wiedziałyśmy czego możemy się spodziewać, czy jesteśmy głupie udając się za tak przeraźliwymi głosami ? Nie sądzę jeśli komuś dzieje się krzywda ? Szukałyśmy z siostrą dłuższą chwilę a deszcz zaczął już siąpić, byłyśmy zmarznięte, lecz nie przestałyśmy poszukiwać. W pewnym momencie natknęłyśmy się na uliczkę, która była wystarczająco specyficzna jak na uliczki w naszym mieście. Krzyk ucichł. Szłyśmy dalej drogą rozglądając się dookoła, miałyśmy siebie nawzajem, wiedziałyśmy, że w razie jakiejkolwiek interwencji jedna obroni drugą. Zobaczyłyśmy dwie postacie w oddali  byli oni zakapturzeni co wywołało u nas  bladą twarz. Nie tracąc czasu im podchodziłyśmy bliżej a zatem więcej dało się usłyszeć z rozmów, dwójka z nich leżała poobijana, widocznie jakieś porachunki, lecz nie mogłyśmy tego tak zostawić. Po chwili zobaczyłyśmy trójkę kolejnych zakapturzonych widać było, że mają w sobie dosyć sporo siły, czy będziemy mieć taką odwagę. W takiej sytuacji jak ta nie da się myśleć logicznie.
-Ey, Wy! Zostawcie ich!
Krzyknęłam. Bez jakiegokolwiek namysłu widząc jak 5 masywnych gości nachyla się nad tą dwójką.
-To nie Twój interes mała, spadaj stąd !
-A właśnie, że mój - skwasiłam swoją winę widząc jednego z oprawcy tych chłopaków, wydaje się być znajomy, ale nie do końca jestem pewna co do moich spostrzeżeń.
-Słuchaj kochaniutka, podszedł kolejny z nich, tego rozpoznałam już bez problemu
-Will ?!!!!
-Sara ?!!! Co ty tu robisz !
-Nie wiem słyszałam krzyki wraz z siostrą.
-To nic takiego wracaj do domu
-Nie odejdę stąd dopóki nie dowiem się co robicie tej dwójce.
-Małe porachunki kochanie.
-Nie mów tak do mnie, przepchałam się przez grupę chłopaków i zobaczyłam kogoś, ten widok złamał moje serce.
-Leo !
-Sara co ty tu robisz, to nie tak.
-Co tutaj się dzieje co to ma znaczyć, dojrzałam drugiego chłopaka był to Charlie.
Weronika, powiedział szeptem. Wkurzona zaczęłam wrzeszczeć na piątkę chłopaków, bez oporu zastraszyłam również policją a gdy wszyscy uciekli zajęłam się poszkodowanymi.
-Leo skarbie, co się stało- zaczęłam mówić przez ucisk na gardle.
-To wszystko nie tak.
-Co oni ci zrobili ?!
Nie odpowiedział. Zabrałyśmy rannych chłopaków do naszego nowego domu i usadziłyśmy w naszych pokojach. Naszykowana apteczka, herbata, koc powinny pomóc zmarzniętym poobijanym chłopakom. Tylko pytanie dlaczego i ci takiego zrobili ? Brunet nie chce odpowiedzieć na to pytanie.
Opatrując mu kolejne rany, zatrzymując przy tym łzy wypływające z oczu, chwycił mnie za policzek i pocałował, zaskoczona dopiero po chwili odwzajemniłam jego uczucie przytulając delikatnie.
-Dlaczego, co się stało ?- zapytałam tym razem spokojniejszym tonem.
-Nie odpowiem Ci na to pytanie.
-Jesteś moim chłopakiem do cholery i masz jakieś tajemnice, których nie powinieneś skrywać przede mną a zwłaszcza tego, że cię pobili. Trzeba tą sprawę zgłosić na policje czy ty w ogóle mnie słuchasz ? Spojrzałam na chłopaka, który najwyraźniej przez cały ten czas lekceważył sobie to co do niego mówiłam.
-Słuchasz mnie ?
-Nie.
Usiadłam jak najdalej od bruneta, co się mu dzieje ????
Słyszałam jak Sara, krzyczy w pokoju, rozumiem ją, chłopcy ukrywają coś czego nie chcą nam powiedzieć. Sama siedzę i gapie się w podłogę od godziny bo łaskawy pan nie raczy odezwać się w tej sprawie.
-Weronika ja cię bardzo kocham.
Zlekceważyłam to co mówi.
-Weronika wiesz, że jesteś całym moim światem
-Skoro nim jestem to dlaczego mnie w nim nie ma ?
-Ależ jesteś co za głupoty wygadujesz!
-Mówię prawdę i wszystko jak jest.
-Nie kochanie.
-Nie ? Zobacz jak się zachowujesz, ukrywasz coś przede mną ?
-Weronika kochanie uwierz mi chciałbym Ci powiedzieć o co tak naprawdę poszło
-To powiedz- oschle rzuciłam słowa.
-W tym rzecz, że nie mogę.
Weronika kocham cię, ale to wszystko jest bardziej skomplikowane niż Ci się wydaje.
-Nie było by skomplikowane, gdybyś mi o tym powiedział a nie zgrywał nie wiadomo kogo, co może mi powiesz, że chcesz zabawić się mną jak na samym początku.
-Przesadziłaś.
-To ty przesadzasz, może masz jakąś tajemnice oprócz tego, może okłamujesz mnie od samego początku a to uczucie jest udawane ?!
-Weronika nie pleć głupot.
-Nie było cię w szkole nie odpisujesz na sms a teraz co chwila nerwowo spoglądasz na ekran nie słuchałeś mnie od dobrych 15 minut i myślisz, że jest w porządku ?!
-Słuchaj nie jest to Twoja sprawa.
-Nie moja ?! Pobili cię zachowujesz się jak jakiś egoista nie przykładasz żadnej wagi do tego co mówię.
-Słuchaj czasami tak jest.
-Jesteś jakiś chory ! Czasami tak jest ?! Nie, nie jest to wszystko traci jakikolwiek sens, przestajesz być tym kimś w tym, momencie rozumiesz ?!
-Skarbie ja cię bardzo przepraszam.
-Teraz mnie przepraszasz ? Przecież tak czasami jest.
-Nie, to nie tak.
Odwróciłam się od chłopaka a na moich policzkach pojawiło się morze łez, których nie dałam rady powstrzymać, gardło zakleiło się a ja ni mogłam wytrzymać tego bólu. To ból słów co się stało między mną  a Charliem, blondyn podszedł do mnie i przytulił mnie mocno po czym szepnął
-Słuchaj ja muszę już lecieć. Zauważyłam jego zakłopotanie w mówieniu po tym jak spojrzał na telefon.
Kocham cię i zawsze będę kochać pamiętaj. Złożył namiętny pocałunek i wyszedł z mojego pokoju w szybkim tępię.
Leo, gdzie ty idziesz stój. Zobacz jaki jesteś okaleczony oszalałeś!
-Sara skarbie nic mi nie jest.
-Chyba oberwałeś za mocno w głowę, zostajesz.
Spojrzał na kolejnego sms.
-Masz kogoś ? Zapytałam niepewnie.
-Nie oszalałaś ? Kocham tylko ciebie.
-W takim razie dlaczego się tak śpieszysz. 
-Eeee,  mama w domu potrzebuje mnie, wiesz eee to ja lecę.  Widziałam, że łże, kłamca. Pocałował mnie w usta i wyszedł...

niedziela, 15 stycznia 2017

Rozdział 14 ,,Cichy szept"

Wiatr rozwiewa moje włosy, a dreszcze przechodzą przez całe ciało może to być tylko głupi efekt strachu, przecież za chwilę zginę, otwieram i zamykam moje zielone, tonące we łzach oczy. To tylko jeden skok, przecież to tylko jeden skok- powtarzam. Nic nie znaczący skok. Spoglądam w dół mogę sobie wyobrazić swój ,,lot" jestem jak pisklak, który wystawia swój dziób za gałązki gniazda mimo tego, że nie potrafi latać próbuję i spadam, spadam w dół, serce bije, adrenalina niezwykle podnosi się, umieram, a pisklaka ratuje mama...
Nie ma to jak mieć szalone wizje swojej śmierci stojąc po drugiej stronie mostu na skraju jakiegoś lasu, ręce marzną mi od trzymanej przeze mnie poręczy, nie jestem gotowa...Moją twarz okryły promienie wschodzącego słońca, pomyśleć, że umrę z takim urzekającym  widokiem. Tafla wody znajdująca się tam w oddali jest jak ostrze, to już nie są ciepłe strumienie podczas porannej kąpieli, to już nie jest ten szum zagłuszający myśli... Słyszę tą melodię, ona okrywa moje całe ciało, ten głęboki oddech, moja klatka piersiowa podnosi się, czuję las i ta muzyka, rozpływam się... Tata to on uczył mnie wszędzie jej szukać, znalazłam i nucę... Przedśmiertne oddanie się pasji...
~*~
Obudziłam się i przetarłam swoje błękitne oczy, nowy dzień- uśmiechnęłam się na samą myśl. To koniec naszych problemów, już wszystko startuje z linii prostej, spojrzałam na zegarek. Cholera !? Znowu zaspałam-krzyknęłam, zbierając swoje nogi zapas, przypominając sobie w wielkiej bieganinie o chłopakach. Biegałam zakładając to skarpetki, to szorując zęby do tego jednocześnie się czesałam, jakim cudem ja to zrobiłam? Śmiejąc się do siebie całkiem zapomniałam o mojej siostrze, zbiegłam na dół i wrzuciłam do swej czarnej torby jabłko, które z przyjemnością przegryzę w czasie lunchu szkolnego. Drzwi oddały swój charakterystyczny dźwięk podczas ich otwierania, to byli oni. Brunet i blondyn.
-No proszę, ładnie to tak się włamywać ? - machnęłam artystycznie ręką.
-Przecież były otwarte a to nie jest włamanie skoro jesteś w domu a my się z Tobą witamy- wypowiedział się blondyn
-A Ty co w adwokata się bawisz ?
-Może, a co niezły jestem ? Wiedziałem. - wyszczerzył szereg białych zębów.
-Chciałbyś, ale nie dałeś innym odpowiedzieć na swoje pytanie, samolubie.
-Nie jestem samolubem kochana, ja po prostu wiedziałem co powiesz.
-Rozumiem teraz jesteś jasnowidzem, dobra Charlie za dużo jak na dzisiaj dla Ciebie.
-Przez wasze pogaduszki spóźnimy się do szkoły- oznajmił brunet
-Zegarynka się znalazła, co jak co ale Ty się nie powinieneś przejmować spóźnieniem bo i tak masz ich wystarczająco dużo. Na to wszyscy wybuchnęli śmiechem i a brunet chcąc nie chcąc przyznał mi racje. Droga do szkoły była taka sama jak zwykle, lecz zatrzymałam się...
-Skarbie coś nie tak ?
-Na te słowa ocknęłam się, lecz nie odpowiedziałam...
~*~
...Nasza fala marzeń, nasza fala marzeń
Ty i ja tworzymy ją bez końca, nasza miłość śliniąca, nuty melodii zaprowadzą nas, nasze krańce marzeń podbić już czas...
 Kończąca się zwrotka pieśni, przyznam szczerze, gdy spojrzałam w dół zakręciło mi się w głowie a mdłości nasiliły się, cholera co mi jest ? Strach? Nie to nie to a może jednak, jestem na skraju załamania i na skraju mostu, to czyste szaleństwo. Co ja w ogóle tu robię ? Co pomyśli moja rodzina ? Co prawda nie mam jej za wiele, jest to Tylko siostra i ... Właśnie moja siostrzyczka nie mogę jej tego zrobić, nie teraz nie po śmierci mamy... Ale przecież ona mnie zrozumie będzie wiedziała, że nie dawałam sobie z tym rady prawda ? PRAWDA- wykrzyczałam odpowiedziało mi echo...
~*~
-Ey ja myślałem, że ona jest już w szkole...
-A biblioteka?
Chłopcy dalej szukali mojej siostrzyczki, ja wiem, że coś jest nie tak, tutaj jej nie ma, ale oni wolą być tymi przezornymi nie rozumieją przeczucia, faceci. Po prostu nie zostali obdarowani zbyt dużym rozumem by to pojąć. Czas wziąć sprawy w swoje ręce- wzięłam gryza jabłka. Zabierając torbę wymknęłam się tylnymi drzwiami szkolnymi. Wagary ? To zbyt mało powiedziane, to poszukiwanie mojej siostry i nikt mi nie zagrodzi drogi by ją odnaleźć...
Brakowało nam tego by Weronikę zgubić.
-Ey, ey gdzie się wybierasz ?
Podniosłam swoją głowę i zobaczyłam blondyna, mój wzrok spoczął na jego błękitnych oczach, zabawne te same kolory oczu nie przyglądałam mu się wcześniej. Wera nie teraz.  Wychodzę a Ty stoisz mi na drodze blondynku.
-Zgryźliwa jesteś.
-Też byś był gdyby Ci siostra zginęła
-Ey myślmy racjonalnie!
-Chcesz myśleć racjonalnie w takiej sytuacji ?! Chyba na głowę upadłeś... A teraz mnie przepuść głąbie.
-Nie ma mowy jak chcesz już iść to idziemy z Tobą...
Dobra, powiedziałam z irytacją w głosie. Co oni sobie myślą to nie jest ich sprawa a teraz chcą być w naszym życiu 24h na dobę. Udaliśmy się więc do mojego domu i tam zaczęliśmy od początku. Leondre wyszedł szukać zanim zdążyliśmy z Charliem cokolwiek obgadać, niestety ten głupek nie  wypuścił mnie z domu... I tak się wydostane... To moja siostra.
-Sms !
-Sms?- powtórzył niebieskooki
-Od Sary ?!
-Od Sary?- zrobił to ponownie
-Cholera
-Cholera???
-Charlie przestań!
-To powiedz w końcu!
Sam przeczytaj ja nie mogę, pobiegłam na górę trzaskając drzwiami i rzucając się w goryczy na łóżko momentalnie poduszka była już mokra od łez wiadomość załamała mnie...
Otrzymałem telefon i przeczytałem wiadomość której treść wzbudziła u mnie łzy, które szybko otarłem musiałem być silny i nie pokazywać słabości dla Weroniki. Treść samobójcza, cholera gdzie ona jest!!!
~*~
Już nie tylko łzy spływały po mych policzkach, również deszcz, który opływał moje ciało było mi coraz zimniej a ja dalej wiszę nad tą cholerną przepaścią, grunt, że nie spadłam pisząc sms ‘a. Drgawki na moim ciele i stukot moich zębów tylko to słyszę, nikt nie usłyszy nawet mojego krzyku, gdy tam spadnę. Zrobiło się strasznie ślisko od tego deszczu nawet on mi przeszkadza w przemyśleniu ostatnich spraw, to w cale nie takie łatwe a jednak, jedyne co mogłam z siebie wydać to krzyk poślizgnęłam się czy spadłam otóż nie trzymałam się ostatnimi sił pieprzonej poręczy, która mokła od tego deszczu ześlizgiwałam się. Mamusiu niedługo będę z Tobą, wiesz, że cię kocham ? Płakałam coraz mocniej krztusząc się to koniec... Puściłam się...
-Lecz nadal wisiałam i nie spadałam, spojrzałam do góry zobaczyłam go to był on.
-Czemu mnie wyciągnąłeś cholera głupku.
-Nie mogłem na to pozwolić!
-Na co bym zginęła ? Daj spokój.
-Nie mogłem rozumiesz !
-A co za różnica kiedyś byś się z tego cieszył!
-Twoje słowa ranią i Twój czyn.
-Nie powinno cię to obchodzić, to była tylko i wyłącznie moja decyzja a ty w nią ingerujesz jesteś chory !
-Tak jestem
-Że co o czym ty mówisz, upadłam na kolana patrząc na bruneta on przytulił mnie z całej siły
-Jestem chory na miłość do Ciebie rozumiesz, zakochałem się w Tobie, kocham cię !
-Żartujesz sobie ?
-Wyglądam na takiego ?
Po tych słowach zapieczętował nasze usta w namiętnym pocałunku. Chciałam się zabić a nie całować, moje myśli wirują jak oszalałe, nie jestem pewna czy to tak miało wyglądać. Pocałunek w deszczu po próbie samobójczej jak to beznadziejnie brzmi. Leo zaskoczył mnie tym pocałunkiem, ale odwzajemniłam go a skoro odwzajemniłam to czuje coś do niego...Kocham go...
Nigdy nie rób tego więcej- mówiąc szeptem, prawie niesłyszalnym, przytrzymał moje policzki dłońmi jakby bał się, że odwrócę głowę. Słyszysz nigdy- złączył nasze czoła, dalej trzymając moją twarz widziałam łzy w jego oczach, sama płakałam. Oboje mokneliśmy w deszczu, który nie miał zamiaru przestać padać, siedzieliśmy w kałuży, żadne słowa nie wydobyły się z naszych ust, powoli widziałam ciemność przytuliłam się do bruneta.
~*~
-Cholera jasna gdzie schowałeś ten klucz kołku!
-Uspokój się, myślisz, że Twoje krzyki coś dadzą ?
-Tak, oddasz mi klucz a ja pójdę do swojej siostry.
-Nawet nie wiesz gdzie jest.
-Intuicja, mówi ci coś ?!
-A to Ci coś mówi?
Pocałował mnie, chwycił za ramiona i mnie pocałował. Co się dzieje ? Nie rozumiem, moja siostra zaginęła a ten imbecyl mnie całuje, lecz muszę przyznać, jest naprawdę niezły.
-Posłuchaj mnie... - przerywając pocałunek, nie odwrócił wzroku z mojej twarzy.
-Już od dawna wiedziałem, że ja,  ja po prostu się w Tobie zakochałem rozumiesz ?
Słowa spiorunowały mnie od stóp po głowę, serce zaczęło szybciej bić a czas zatrzymał się. Naprawdę czy on naprawdę to powiedział?
-Żartujesz sobie ze mnie ?
-Gdybym chciał cię rozśmieszyć zrobił bym to.
Łaskotki jak ja tego nienawidzę , co za głupek, mój śmiech słychać było na całe mieszkanie, biłam go tak mocno jak potrafiłam, ale nic sobie z tego nie robił, szaleniec.
-To jak ? Skarbie ?
-Ohh też cię kocham, ale ze mnie złaź imbecylu.
To, że jest moim ,,chłopakiem" bo oficjalnie nie było o tym gatki nie znaczy to, że nie mogę mówić do niego kołek lub inne określenia, które pasują idealnie.
-Moja dziewczyna, chce napić się herbaty ?
Czyli jednak jesteśmy razem, pokiwałam na znak, że się zgadzam i podniosłam się z kanapy na której zostałam przygnieciona, przez blondyna zapomniałam o mojej siostrze i o Leondre , który nie dał znaku życia aż do teraz. Drzwi zostały otwarte tak mocno, że wróciły z zamiarem zamknięcia to on, to on trzyma moją siostrę, są cali mokrzy, jakby wyszli dopiero co z jeziora. Brunet nawet nam się nie przyglądnął, lecz pobiegł na górę, ja wraz za nim.
-Leo moja siostra co się stało !?
-Nie krzycz śpi daj jej odpocząć
-Ty chyba sobie żartujesz ?
-Gdzie macie koce, trzeba ją ogrzać!
Brunet unikał wszelakich moich pytań nie powiem doprowadzało mnie to do czystej irytacji a momentami byłam wstanie zabić go wzrokiem, po wszystkich przepychankach zostałam z nią sama w pokoju.
Sara dlaczego? - spytałam cicho ona otworzyła oczy i odpowiedziała przepraszam. Nie chciałam drążyć nie potrzebnych słów więc przytuliłam ją najmocniej jak potrafiłam na co ona się zaśmiała.
-Dlaczego się śmiejesz ?
-Mówiłam ci, że  Leo mnie pocałował.
Wiesz chyba nie miałaś okazji- zaśmiałam się wraz z nią i wróciłyśmy do uścisku. Właśnie takie chwile jak te zbliżają nas jeszcze bardziej i wiemy, że w nas jest siła...Chłopcy spędzili z nami jeszcze dłuższą chwilę po czym wyszli  zapewniając, że już nie chcą żadnych niespodzianek, my tylko zaśmiałyśmy się.  Wszystko wróciło do normy, i taką normę kocham, może z drobnymi ubytkami ale nadal jest obecna. Rozmawiałyśmy z siostrą, gdy usłyszałyśmy pukanie do drzwi zauważyłyśmy w nich ciocię, która oznajmiła, że czas wyprowadzić się do niej. Zabrałyśmy swoje rzeczy i powoli wychodziłyśmy z domu, ciocia zapewniła, że reszta rzeczy zostanie dowieziona...