niedziela, 28 maja 2017

Rozdział 17 „Odwracamy swoją przyszłość”

Nie pojmuję ostatnich wydarzeń. -Zupełnie. Opuściły nas kolejne osoby, którym ufałyśmy i powierzyłyśmy nasze zranione serca… -Cudownie musieli to sobie rozegrać. Najpierw znęcanie się nad nami plotkami jakimiś papierami a wręcz ulotkami rozwieszonymi po całej szkole.  Kocham, jak bezczelnym trzeba być, by użyć takiego słowa ? Takiego słowa przez dwóch zdradliwych typów, którzy myślą, że są najlepsi.  Przecież one mogą pocierpieć, nigdy nie doświadczyły cierpienia ani bólu…  Otwierając powoli oczy, rozpłynęły się przywołane przeze mnie obrazy z tamtych jakże upokarzających i bolesnych chwil, przetarłam powieki ze zmęczenia siadając przy tym. Wzrok od razu pokierował się na moją siostrę, która przytulała pluszowego misia, niestety mój krzyk zbudził ją.
-Dlaczego krzyczysz ?- wzrok przerażonej siostry powędrował na mnie.
-Spokojnie- odezwał się on, ten który na pewno nie wpatrywał się w nas tylko przez kilka minut.
-Kim pan jest ?!- ton mego głosu wzrastał z przerażenia, które próbowałam ukryć.
-James, pedagog ośrodka wychowawczego. Przyszedłem poinformować Was o tym, iż zostajecie zabrane do domu dziecka.
-Że co ?! Co do cholery ?!- krzyknęłam o mało nie dławiąc się własną śliną.
-Zachowuj się młoda damo.
-Nie będzie mnie pan pouczał jakich słów mogę używać a jakich nie, jak na razie jest pan w naszym domu ! I naszym pokoju !
-Uspokój się, nerwy tutaj nic nie wskórają.
-Pokazać panu co to nerwy ?! Siedzi pan w naszym pokoju i się gapi na to jak śpimy od kilku godzin!
-Macie 3 h.
-Tyle ma pan do powiedzenia ?! Teraz nagle panu śpieszno do wyjścia?!
-Widzimy się, jak już się spakujecie.
-A wypieprzaj pan !- rzuciłam poduszką w stronę zamykających się już drzwi.
Siedziałyśmy z siostrą tak bez ruchów, dobrych 15 minut.  Zero słów a nawet i łez, wyschłyśmy już do końca.
-Nie mam zamiaru się pakować- wypowiedziałam bez emocji.
-No, ale co innego chcesz zrobić ?
-Ekhem- kiwnęłam w stronę jedynej dla nas opcji. Pokazując również gestami, iż możemy być podsłuchiwane.
-Wiesz, gdzie jest szczotka do włosów?- szybko zadałam pytanie przerywając cieszę.
Zaczęłyśmy się w pośpiechu pakować, jeśli można było nazwać wrzucanie czego popadnie do plecaka, pakowaniem. Otwarłyśmy okno i nie czekając zaczęłyśmy się zsuwać  z dachu kończąc skokiem na grunt. Nie zastanawiałyśmy się nad strachem, chciałyśmy być w końcu wolne. Biegłyśmy ile sił w nogach, nawet nie odwracając się za siebie, nie było do tego powodu, nie zatęskniłyśmy nawet przez chwilę. Słyszałyśmy w pewnym momencie krzyki za nami, przyspieszyłyśmy.
-Zostałyśmy same- powiedziała Weronika, po tym jak przebiegłyśmy dobrych kilka przecznic, zwalniając.
-Nie zostałyśmy same, mamy siebie to nam wystarczy.
Idąc wolnym krokiem, chyba każda z nas zastanawiała się co teraz zrobimy… Zdążyłyśmy zabrać ze sobą pieniądze, lecz one nie wystarczą nam na wszystko. Nie mamy żadnego lokum, nie mamy również gdzie się zatrzymać. 
-Nie mam pojęcia, gdzie jesteśmy…- zaczęłam.
-Ja też nie , ale spójrz mamy dwie ścieżki… Jedna prowadząca w łąkę, a druga w tamten las- siostra wskazała miejsce palcem.
-Na łąkach raczej nie znajdziemy niczego dobrego…
-W lesie mamy pod dostatkiem gałęzie- dokończyła.
-Cofnąć się nie cofniemy, to byłby nasz ogromny błąd.
Przez dłuższy czas wymieniałyśmy opcje za i przeciw. Uciekłyśmy, pewnie za niedługo będzie nas szukać policja, biegnąc przed siebie nie zwracałyśmy uwagi na okolicę, lądując przy tym na rozwidleniu dróg. Nie miałyśmy pojęcia , gdzie jesteśmy po prostu zgubiłyśmy się. Nie mogłyśmy inaczej postąpić, wszystko zaczęło się psuć po tym jak zostawił nas ojciec. Po długim namyśle wybrałyśmy drogę prowadzącą do lasu, strach towarzyszył nam, lecz nie chciałyśmy mu dać wygranej. Wiemy, las jest niebezpieczny ze względu na dzikie zwierzęta jak i inne sytuacje, które mogą nas tam spotkać. Przedarłyśmy się przez gałęzie, od razu poczułyśmy ten charakterystyczny zapach. Szłyśmy przed siebie, starałyśmy się nie zbaczać z drogi z myślą powrotu , gdyby coś się działo, niestety ten jakże wspaniały plan nam nie wyszedł. Powoli zapadał  zmrok a las wyglądał coraz straszniej, szelesty, które wcześniej były nam obojętne, już nie są.
-Cholera ! Zgubiłyśmy się, jest zimno, burczy nam w brzuchach, jesteśmy zmęczone, co teraz?
-Nie mamy gdzie iść…
Nie żałujemy swojej decyzji, nawet nie przeszło nam to przez myśl. Jesteśmy wolne, oddychamy wreszcie swoim powietrzem, nikt nie komentuje, nie gnębi, nikt nie wypomina…
-Ey, patrz ! Tam jest dom ?! - siostra krzyknęła pełna nadziei.
Podbiegłyśmy do domku, gdyby nie te kilka kroków nie zauważyłybyśmy go.  Na takie pytania jak, czy to nie jest podejrzane ? Czy, aby na pewno jest to bezpieczne, nie było czasu. Rozejrzałyśmy się dookoła niestety drzwi były zamknięte, my będąc zmęczone znalazłyśmy  grubą gałąź, którą wybiłyśmy okno. Wchodząc przez rozbite okno uszkodziłam sobie rękę, która zaczęła nadmiernie krwawić…
-Cholera – powiedziałam upadając na podłogę.
-Znajdziemy coś by opatrzyć Ci rękę.
-Okey- powiedziałam cicho.
Rozglądając się po pomieszczeniu , nie wyglądało one na opuszczone, wręcz przeciwnie. Wzięłyśmy wraz z siostrą ciężkie przedmioty do ręki by móc się obronić, w głębi serca miałyśmy jednak nadzieje, iż dom stoi opuszczony.
-Jest tutaj jedzenie- zawołała siostra.
Usiadłyśmy na kanapie przytulając się do siebie.
-Będzie dobrze, damy rade.
Słowa otuchy, które naprzemiennie sobie dodawałyśmy poprawiały nam humor.
-Dzisiaj wydarzyło się tak dużo- powiedziałam wycierając ręką nos.
-Sara, Twoja ręka !
-Wera słyszałaś ?
-Nie co ?
-Ciiiii….
Obydwie oddaliłyśmy się od okna by nasze postury nie zostały zauważone, serce podskoczyło nam do gardła.  Siedziałyśmy w pomieszczeniu może z godzinę ? Wyłączyłyśmy telefony by policja nie mogła nas namierzyć… Teraz słyszymy, że ktoś krąży wokół domku. Nie wiemy co robić, kiedyś miałyśmy rodzinę, szczęśliwą rodzinę, wspólne wypady nawet po tym jak odszedł od nas ojciec, mama czasem mówiła, że nadal z nami jest. Teraz ? Boimy się o własne życie, nie wiemy kim ten człowiek jest, właśnie teraz zaczęły do nas napływać najgorsze myśli. Dziewczyny przepełnione płaczem po stracie  ojca i matki, uciekły przed domem dziecka. Nie jesteśmy pewne, czy dobrze postąpiłyśmy, ale wiemy na pewno to, że nie żałujemy.
-Ciiiii…..
-Ciiii…
Czułyśmy, że ten ktoś jest dalej na zewnątrz, ten szelest stawał się coraz bardziej przeraźliwy.
-Mogłyśmy tutaj nie wchodzić- szepnęłam do siostry.
-Damy radę, jesteśmy razem- odszeptała.
Dźwięki z zewnątrz ucichły, nasze serca spowolniły , gdy nagle usłyszałyśmy  ogromny trzask, drzwi otwarły się a w progu pojawił się mężczyzna  z  siekierą ?! Chwyciłyśmy ścisnęłyśmy nasze bronie w dłoni, spoglądając w oczy mężczyzny. Staliśmy tak przez dłuższy czas, żadne z nas nie zrobiło ruchu ani nie odezwało się , aż do tej pory.
-Kim wy jesteście i co tu do cholery robicie ?!...
~*~