Nie pojmuję ostatnich wydarzeń. -Zupełnie. Opuściły nas
kolejne osoby, którym ufałyśmy i powierzyłyśmy nasze zranione serca… -Cudownie
musieli to sobie rozegrać. Najpierw znęcanie się nad nami plotkami jakimiś
papierami a wręcz ulotkami rozwieszonymi po całej szkole. Kocham, jak bezczelnym trzeba być, by użyć
takiego słowa ? Takiego słowa przez dwóch zdradliwych typów, którzy myślą, że
są najlepsi. Przecież one mogą pocierpieć,
nigdy nie doświadczyły cierpienia ani bólu…
Otwierając powoli oczy, rozpłynęły się przywołane przeze mnie obrazy z
tamtych jakże upokarzających i bolesnych chwil, przetarłam powieki ze zmęczenia
siadając przy tym. Wzrok od razu pokierował się na moją siostrę, która
przytulała pluszowego misia, niestety mój krzyk zbudził ją.
-Dlaczego krzyczysz ?- wzrok przerażonej siostry powędrował
na mnie.
-Spokojnie- odezwał się on, ten który na pewno nie wpatrywał
się w nas tylko przez kilka minut.
-Kim pan jest ?!- ton mego głosu wzrastał z przerażenia,
które próbowałam ukryć.
-James, pedagog ośrodka wychowawczego. Przyszedłem
poinformować Was o tym, iż zostajecie zabrane do domu dziecka.
-Że co ?! Co do cholery ?!- krzyknęłam o mało nie dławiąc
się własną śliną.
-Zachowuj się młoda damo.
-Nie będzie mnie pan pouczał jakich słów mogę używać a jakich
nie, jak na razie jest pan w naszym domu ! I naszym pokoju !
-Uspokój się, nerwy tutaj nic nie wskórają.
-Pokazać panu co to nerwy ?! Siedzi pan w naszym pokoju i
się gapi na to jak śpimy od kilku godzin!
-Macie 3 h.
-Tyle ma pan do powiedzenia ?! Teraz nagle panu śpieszno do
wyjścia?!
-Widzimy się, jak już się spakujecie.
-A wypieprzaj pan !- rzuciłam poduszką w stronę zamykających
się już drzwi.
Siedziałyśmy z siostrą tak bez ruchów, dobrych 15
minut. Zero słów a nawet i łez,
wyschłyśmy już do końca.
-Nie mam zamiaru się pakować- wypowiedziałam bez emocji.
-No, ale co innego chcesz zrobić ?
-Ekhem- kiwnęłam w stronę jedynej dla nas opcji. Pokazując
również gestami, iż możemy być podsłuchiwane.
-Wiesz, gdzie jest szczotka do włosów?- szybko zadałam
pytanie przerywając cieszę.
Zaczęłyśmy się w pośpiechu pakować, jeśli można było nazwać
wrzucanie czego popadnie do plecaka, pakowaniem. Otwarłyśmy okno i nie czekając
zaczęłyśmy się zsuwać z dachu kończąc
skokiem na grunt. Nie zastanawiałyśmy się nad strachem, chciałyśmy być w końcu
wolne. Biegłyśmy ile sił w nogach, nawet nie odwracając się za siebie, nie było
do tego powodu, nie zatęskniłyśmy nawet przez chwilę. Słyszałyśmy w pewnym
momencie krzyki za nami, przyspieszyłyśmy.
-Zostałyśmy same- powiedziała Weronika, po tym jak
przebiegłyśmy dobrych kilka przecznic, zwalniając.
-Nie zostałyśmy same, mamy siebie to nam wystarczy.
Idąc wolnym krokiem, chyba każda z nas zastanawiała się co
teraz zrobimy… Zdążyłyśmy zabrać ze sobą pieniądze, lecz one nie wystarczą nam
na wszystko. Nie mamy żadnego lokum, nie mamy również gdzie się zatrzymać.
-Nie mam pojęcia, gdzie jesteśmy…- zaczęłam.
-Ja też nie , ale spójrz mamy dwie ścieżki… Jedna prowadząca
w łąkę, a druga w tamten las- siostra wskazała miejsce palcem.
-Na łąkach raczej nie znajdziemy niczego dobrego…
-W lesie mamy pod dostatkiem gałęzie- dokończyła.
-Cofnąć się nie cofniemy, to byłby nasz ogromny błąd.
Przez dłuższy czas wymieniałyśmy opcje za i przeciw.
Uciekłyśmy, pewnie za niedługo będzie nas szukać policja, biegnąc przed siebie
nie zwracałyśmy uwagi na okolicę, lądując przy tym na rozwidleniu dróg. Nie
miałyśmy pojęcia , gdzie jesteśmy po prostu zgubiłyśmy się. Nie mogłyśmy
inaczej postąpić, wszystko zaczęło się psuć po tym jak zostawił nas ojciec. Po
długim namyśle wybrałyśmy drogę prowadzącą do lasu, strach towarzyszył nam,
lecz nie chciałyśmy mu dać wygranej. Wiemy, las jest niebezpieczny ze względu
na dzikie zwierzęta jak i inne sytuacje, które mogą nas tam spotkać.
Przedarłyśmy się przez gałęzie, od razu poczułyśmy ten charakterystyczny
zapach. Szłyśmy przed siebie, starałyśmy się nie zbaczać z drogi z myślą
powrotu , gdyby coś się działo, niestety ten jakże wspaniały plan nam nie
wyszedł. Powoli zapadał zmrok a las
wyglądał coraz straszniej, szelesty, które wcześniej były nam obojętne, już nie
są.
-Cholera ! Zgubiłyśmy się, jest zimno, burczy nam w
brzuchach, jesteśmy zmęczone, co teraz?
-Nie mamy gdzie iść…
Nie żałujemy swojej decyzji, nawet nie przeszło nam to przez
myśl. Jesteśmy wolne, oddychamy wreszcie swoim powietrzem, nikt nie komentuje,
nie gnębi, nikt nie wypomina…
-Ey, patrz ! Tam jest dom ?! - siostra krzyknęła pełna
nadziei.
Podbiegłyśmy do domku, gdyby nie te kilka kroków nie
zauważyłybyśmy go. Na takie pytania jak,
czy to nie jest podejrzane ? Czy, aby na pewno jest to bezpieczne, nie było
czasu. Rozejrzałyśmy się dookoła niestety drzwi były zamknięte, my będąc
zmęczone znalazłyśmy grubą gałąź, którą
wybiłyśmy okno. Wchodząc przez rozbite okno uszkodziłam sobie rękę, która
zaczęła nadmiernie krwawić…
-Cholera – powiedziałam upadając na podłogę.
-Znajdziemy coś by opatrzyć Ci rękę.
-Okey- powiedziałam cicho.
Rozglądając się po pomieszczeniu , nie wyglądało one na
opuszczone, wręcz przeciwnie. Wzięłyśmy wraz z siostrą ciężkie przedmioty do
ręki by móc się obronić, w głębi serca miałyśmy jednak nadzieje, iż dom stoi
opuszczony.
-Jest tutaj jedzenie- zawołała siostra.
Usiadłyśmy na kanapie przytulając się do siebie.
-Będzie dobrze, damy rade.
Słowa otuchy, które naprzemiennie sobie dodawałyśmy
poprawiały nam humor.
-Dzisiaj wydarzyło się tak dużo- powiedziałam wycierając
ręką nos.
-Sara, Twoja ręka !
-Wera słyszałaś ?
-Nie co ?
-Ciiiii….
Obydwie oddaliłyśmy się od okna by nasze postury nie zostały
zauważone, serce podskoczyło nam do gardła.
Siedziałyśmy w pomieszczeniu może z godzinę ? Wyłączyłyśmy telefony by
policja nie mogła nas namierzyć… Teraz słyszymy, że ktoś krąży wokół domku. Nie
wiemy co robić, kiedyś miałyśmy rodzinę, szczęśliwą rodzinę, wspólne wypady
nawet po tym jak odszedł od nas ojciec, mama czasem mówiła, że nadal z nami
jest. Teraz ? Boimy się o własne życie, nie wiemy kim ten człowiek jest,
właśnie teraz zaczęły do nas napływać najgorsze myśli. Dziewczyny przepełnione
płaczem po stracie ojca i matki, uciekły
przed domem dziecka. Nie jesteśmy pewne, czy dobrze postąpiłyśmy, ale wiemy na
pewno to, że nie żałujemy.
-Ciiiii…..
-Ciiii…
Czułyśmy, że ten ktoś jest dalej na zewnątrz, ten szelest
stawał się coraz bardziej przeraźliwy.
-Mogłyśmy tutaj nie wchodzić- szepnęłam do siostry.
-Damy radę, jesteśmy razem- odszeptała.
Dźwięki z zewnątrz ucichły, nasze serca spowolniły , gdy
nagle usłyszałyśmy ogromny trzask, drzwi
otwarły się a w progu pojawił się mężczyzna
z siekierą ?! Chwyciłyśmy
ścisnęłyśmy nasze bronie w dłoni, spoglądając w oczy mężczyzny. Staliśmy tak
przez dłuższy czas, żadne z nas nie zrobiło ruchu ani nie odezwało się , aż do
tej pory.
-Kim wy jesteście i co tu do cholery robicie ?!...
~*~